<<<

Powiększające Lustra Krzysztofa J.  Cichosza

Fotografie Krzysztofa J. Cichosza mam szczęście znać od początku, od pierwszych autorskich prób sprzed kilku zaledwie lat. I od razu, na tle fotografów swojej, debiutującej generacji wyróżniał się, był bardziej niż wielu jego rówieśników dociekliwy i zwykle zwrócony "w głąb" siebie. Jego fotografia przeto idealnie odpowiadałaby introspekcyjnym "lustrom" ze sławetnej, nowojorskiej wystawy "Zwierciadła i Okna" Johna Szarkowskiego, by trzymać się typologii powszechnie zrozumiałej.
     Fotografie z 20 zdjęciowego cyklu pt. "Metryka świadomości" objaśnia tytuł. Należy go jednak - myślę - traktować bardziej metaforycznie niż dosłownie. Rzecz w tym, że nie można odwzorować na fotografii stanu świadomości, tym bardziej nie sposób wykonać konterfektu jego metryki. Można jedynie posługując się grą symboli przywołać echo świadomości sprzed lat, świadomości "kraju lat dziecinnych" i startu do dzisiejszej dojrzałości. Można także obecne - zaznaczmy - wyobrażenie niegdysiejszej świadomości konfrontować ze świadomością aktualną. Jeżeli Krzysztof J. Cichosz to robi, to jego praca nosi wszelkie cechy "wizualnej poezji" w znaczeniu, w jakim rozumiemy ten termin, gdy mamy do czynienia z procederem fotograficznego oznaczania "niemożliwego" czyli pojęć abstrakcyjnych.
     Desygnatami "dawnej" czy "wczesnej" świadomości są wnętrza i umieszczeni w nich ludzie, ponad wszelką wątpliwość mniemam, zapracowani, poczciwi i zacni. Postronnemu obserwatorowi musi się rzucić w oczy - wnętrza są okrutnie zgrzebne, ich swoista materialna skromność wiele mówi i zeznaje o społecznej kondycji ich mieszkańców. Wypełnione jarmarcznymi wręcz rekwizytami podkultury, ni to biednej mieszczańskiej, ni to pysznej chłopskiej nadto dobitnie określają gust i horyzonty myślowe swoich właścicieli. Ludzi kochających się w mamidłach, "świętych obrazach", w nigdy niemodnych meblach na wysoki połysk, który w tym świecie niedostatku pełni rolę przedstawiciela kultury "wyższej" i niewątpliwie godniejszej. I w to wszystko już zakradły się przedmioty z dzisiejszej, "społemowskiej" ikonografii... Trzeba się tym wnętrzom uważnie przyjrzeć. Są śladem tyleż braku materialnych możliwości co i zrodzonego z tego powodu - braku potrzeb.
     Na 20-tym, ostatnim zdjęciu autor sfotografował się z żoną już we własnym, zawalonym książkami pokoju. Oto więc współczesne mieszkanie dwojga współczesnych ludzi. To mógłby być i pokój piszącego te słowa lub kogoś z nas. Tak właśnie - mniej więcej - wygląda nasze cywilizacyjne wyposażenie w którym dane nam jest przeżywać dzisiejszą codzienność.
     Pomiędzy pierwszymi 19-toma fotografiami a 20-tą jest przepaść.Ale że wszystkie te obrazy są metaforą ta przepaść jest jednocześnie ilustracją obszaru wielkiego procesu, drogi, którą przebyła ludzka świadomość zaledwie za życia jednego, dorosłego pokolenia.
     To bardzo przewrotna, subtelna i dojrzała praca. Jej plastyka - być może - będzie komuś przypominać słynne "Zapisy Socjologiczne" Zofii Rydet. Jeżeli tak, to trudno o bardziej błędne odczytanie "Metryki świadomości", która nie jest, jak praca Zofii Rydet czystym, w stylu Augusta Sandera dokumentem, lecz artystyczną formą świadectwa przenikliwego krytycyzmu.
     Powiedzmy na koniec, "Metryka świadomości" to fotograficzna introspekcja, która będąc sobą nie przestaje objawiać aspektu społecznego. I to jest najsilniejszą i najbardziej przekonywującą stroną tej pracy młodego twórcy.
     Bardzo trudno jest krytykowi orzec gdzie ten, akcentowany przeze mnie krytycyzm zaprowadzi jeszcze opisywanego autora? Na razie powiedzmy tyle - u progu kariery Krzysztof J. Cichosz mówi rzeczy istotne w sposób bardzo daleki od banału. A to przecież nie mało...

Jerzy Busza, 1981